sobota, 26 lutego 2011
21 lutego
Czasem bolą zęby, czasem głowa. Mnie boli tęsknota, bolą mnie wszystkie bóle, które dziś wracają z tym jednym głównym, nowym towarzyszem mojego życia.
czwartek, 10 lutego 2011
Sen
Miałam wczoraj sen. W przeciągu krótkiej chwili, kiedy Mati masował mi głowę, przyśnił mi się poród. Tak jakbym miała możliwość zobaczyć, co by było gdybyśmy rodzili w szpitalu. Sen nie był łatwy, ale ja byłam spokojna, obserwowałam, jakby ktoś pokazywał mi film. Pamiętam kozetkę z flizelinowym prześcieradłem, z ogromną plamą krwi, nigdy nie widziałam dziecka, które po urodzeniu zostało reanimowane z sukcesem, słyszałam moment, kiedy Raiz zaczął oddychać i pamiętam, że mnie to bardzo rozczuliło. Potem, nie wiem skąd i co to za idiotyczny pomysł mojej śniącej głowy, usłyszałam: „Wypadła nerka”, nie rozumiałam czyja nerka i co się dzieje, była chwila zamieszania, nigdy nie widziałam syna. Wiem jedynie, że trzeba było go odłączyć od aparatury i że nie przeżył.
Ach jaka wielka pustka towarzyszy mojemu sercu. Mam nadzieję, że czas nauczy nas spokojnego współżycia.
Ach jaka wielka pustka towarzyszy mojemu sercu. Mam nadzieję, że czas nauczy nas spokojnego współżycia.
niedziela, 6 lutego 2011
Wczoraj, czy dziś, może jutro..
Ciąża, oaza cierpliwości, spokoju, pewnego stąpania po ziemi. Najpiękniejszy moment na poświęcenie swemu ciału i duszy więcej uwagi. Zaawansowanie i zgłębienie tej znajomości wynagradza zdrowiem i wspaniałym samopoczuciem.
Wydaje się, że 9 miesięcy mija jak pstryknięcie palcami, a z drugiej strony podróż samopoznania, poznania Matiego, jaką odbyłam, jaką odbyliśmy wzajemnie wydawała się trwać 3 lata. Krok po kroku rosnący brzuch, coraz silniejsze i rezolutniejsze w nim maleństwo. Zaufanie. Jasność i pewność. Nie wiem, czy nadal jestem w szoku poporodowym, czy wszelkie wydarzenia ostatniego roku i zwłaszcza ostatnich dni mnie oświeciły. Pozwoliły urosnąć kolejne kilka centymetrów. Czuję ogromną pokorę względem natury i wiem, że pokonałam wiele swoich lęków.
W listopadzie 2009 roku wyjechałam szukać odwagi i dziś czuję jak awansuję w tej podróży. Być może trwać będzie ona do końca życia, ale dziś już jestem wyswobodzona bardziej niż się spodziewałam.
Dni raz płyną, raz je przepycham. Momenty tej największej intymności z samą sobą. Takie smutne wydarzenia zakopują mnie w świecie niezwykłych głębin, raz czarnych, raz oświecających. To chyba właśnie momenty, kiedy robię krok naprzód, kiedy nie ma schematów. Obowiązkowo w ciągu dnia cisza, piękna muzyka, kolejne spojrzenia na wszystko co mam i kolejny raz wszystko ma inną formę i inne kolory. Znów szkoła doceniania prostoty.
Czekam na Matiego, chcę z nim śpiewać, chcę przytulić się i tańczyć w rytm deszczowej muzyki. Zostawiam za sobą kolejne ograniczenia. Otwieram się.
Znów przedmioty przestają mieć sens. Ciekawi nowe i nie boję się podejść. To karmi nadzieję. Leczy rany. Pozwala oddychać.
Wydaje się, że 9 miesięcy mija jak pstryknięcie palcami, a z drugiej strony podróż samopoznania, poznania Matiego, jaką odbyłam, jaką odbyliśmy wzajemnie wydawała się trwać 3 lata. Krok po kroku rosnący brzuch, coraz silniejsze i rezolutniejsze w nim maleństwo. Zaufanie. Jasność i pewność. Nie wiem, czy nadal jestem w szoku poporodowym, czy wszelkie wydarzenia ostatniego roku i zwłaszcza ostatnich dni mnie oświeciły. Pozwoliły urosnąć kolejne kilka centymetrów. Czuję ogromną pokorę względem natury i wiem, że pokonałam wiele swoich lęków.
W listopadzie 2009 roku wyjechałam szukać odwagi i dziś czuję jak awansuję w tej podróży. Być może trwać będzie ona do końca życia, ale dziś już jestem wyswobodzona bardziej niż się spodziewałam.
Dni raz płyną, raz je przepycham. Momenty tej największej intymności z samą sobą. Takie smutne wydarzenia zakopują mnie w świecie niezwykłych głębin, raz czarnych, raz oświecających. To chyba właśnie momenty, kiedy robię krok naprzód, kiedy nie ma schematów. Obowiązkowo w ciągu dnia cisza, piękna muzyka, kolejne spojrzenia na wszystko co mam i kolejny raz wszystko ma inną formę i inne kolory. Znów szkoła doceniania prostoty.
Czekam na Matiego, chcę z nim śpiewać, chcę przytulić się i tańczyć w rytm deszczowej muzyki. Zostawiam za sobą kolejne ograniczenia. Otwieram się.
Znów przedmioty przestają mieć sens. Ciekawi nowe i nie boję się podejść. To karmi nadzieję. Leczy rany. Pozwala oddychać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)