czwartek, 15 grudnia 2011

Jedziemy na wycieczkę, bierzemy misia w teczkę..

Po ostatnich zapracowanych tygodniach wyruszamy jutro na Teneryfę! Naszym nowym autem Peugeot 106, z namiotem i wszystkimi klamotami ruszamy ku przygodzie.
28 grudnia - 13 stycznia wpadnę do kraju na pogaduchy i łatanie zębów, a w połowie marca wyruszamy przez Gran Canarię na Półwysep Iberyjski, aż do Francji, gdzie się przeprowadzamy. Przeprowadzkę planujemy zacząć 10-cio dniowym kursem Vipassany.
A o warsztacie szycia lalek, produkcji mydła, zapalniczek, pierniczków, itp. napiszę w najbliższym czasie.
Pozdrawiam w przedświątecznej gorączce:)

wtorek, 29 listopada 2011

High tide low tide

Piosenka zaczyna się tuż po przymusowej reklamie:
http://www.youtube.com/watch?v=knpVg6GlPHU&feature=fvst

High tide low tide
In high seas or in low seas
I'm gonna be your friend,
I'm gonna be your friend.
In high tide or in low tide,
I'll be by your side,
I'll be by your side.

(I heard her praying, praying, praying)
I said, I heard my mother,
She was praying (praying, praying, praying)
And the words that she said (the words that she said),
They still linger in my head (lingers in my head),
She said, "A child is born in this world,
He needs protection,
Got, guide and protect us,
When we're wrong, please correct us.
(when we're wrong, correct us).
And stand by me." yeah!

In high seas or in low seas,
I'm gonna be your friend,
He said, "I'm gonna be your friend."
And, baby, in high tide or low tide,
I'll be by your side,
I'll be by your side.

I siad I heard my mother,
She was crying' (I heard her crying'), yeah! (crying', crying'),
And the tears that she shed (the tears that she shed)
They still linger in my head (lingers in my head)

She said: "A child is born in this world,
He needs protection,
Got, guide and protect us,
When we're wrong, (when we're wrong), correct us.

And in high seas or low seas,
I'm gonna be your friend,
I'm gonna be your friend.
Said, high tide or low tide,
I'll be by your side,
I'll be by your side. 



                       Bob Marley

poniedziałek, 21 listopada 2011

Kawowe dni

Przychodzą czasem takie dni, kiedy cały świat pachnie kawą. Przechodząc obok szeWca – aromat świeżo parzonej kawy, mijając księgarnię – znów kawa. To chyba, bardziej niż potrzeba spożycia kawy, chęć opanowania całego stolika w kawiarni, wyłączenia się z codziennego rytmu i przyjemnej celebracji chwili, refleksji na nią przypadających; nierzadko w towarzystwie notatnika i pióra.
Kiedyś takie momenty przelewane na papier brzmiały: dlaczego świat funkcjonuje tak, a nie inaczej, dlaczego miłość jest taka..., i na pewno to we mnie tkwi jakiś feler... Dziś wszystkie felery mają wymiar najwyżej krawężnika i zdobywam je z mniejszym lub większym trudem, dłużej, bądź krócej, ale świadomie i z chęcią. Już wiem, że często pojawiają się w moim życiu, by czegoś mnie nauczyć i tylko ode mnie zależy, czy z tego skorzystam, czy nie.
Wspięłam się na wyżyny, robiąc wszystko co mogę, by dobrze się czuć i nie mieć sobie nic do zarzucenia. I tak nie jedząc czekoladek, nie powtarzam sobie, że chciałabym być szczuplejsza, ćwicząc prawie codziennie, nie mam do siebie pretensji, że powinna się więcej ruszać, medytując regularnie, nie narzekam, że brak mi czasu dla siebie, na wyciszenie, pracując regularnie, nie wyrzucam sobie, że coś mi nie wychodzi, bo próbując, za którymś razem w końcu wychodzi!
Najważniejszą dla mnie niespodzianką życia jest nauka stawiania sobie celów, a następnie systematyczna praca, by je osiągać. Co najwspanialsze – ta systematyczna praca nie tylko pozwala osiągnąć cel, ale przynosi dużo szersze doświadczenie.

wtorek, 15 listopada 2011

W poszukiwaniu podbródka..

Tak czas mija, niby powoli, a już półtora miesiąca minęło odkąd jestem na tej wulkanicznej wyspie. Gran Canaria i Teneryfa nie są duże, jednak przez ich górzysty charakter i lokalizację na oceanie uważa się je za mini-kontynenty.  Gdy u nas w Arukas na północy wyspy i dość wysoko pada deszcz, w Las Palmas ludzie opalają się na plaży. Gdy nawet w Las Palmas pada to prawdopodobnie w Maspalomas praży słońce. Tu w Arukas po przyjeździe, czyli na początku października było ciepło i nie padało, teraz coraz częściej pada i jest chłodno. Dobrze się tu żyje mając samochód. Paliwo tanie (0,95euro Bp95) i różne fajne miejsca odległe na tyle, że autobusem dużo drożej i dłużej. Stąd moje marzenie bywania raz na tydzień na plaży na razie się nie realizuje. Zacznę chyba chodzić na turystyczną kostiumową w Las Palmas, to jest dostępne nawet codziennie.
Poznaję różne zakątki, niesamowite. Malutkie miejscowości na bardzo zróżnicowanym terenie, kręte drogi, kolorowe domki, niskie i z zielenią wokół.
To odkrycia centrum wyspy, Santa Brigida, Teror bardziej na północ też ładny.
Poza miejscami i lokalnymi dziwnościami, poznałam kilka potraw i serów. Na wyspach nie ma krów, bądź są nieliczne, natomiast królują kozy i jest tu na szczęście duży wybór kozich serów. Gorzej jest z chlebem, Chleb orkiszowy strasznie drogi i dopóki nie zacznę piec sama zajadam czasem pszenne byleco, rzadko bo rzadko, ale brak podbródka z fotografii chyba nadrobiłam już trochę :)

wtorek, 8 listopada 2011

Trochę zdjęć z ostatnich robót.

https://picasaweb.google.com/lh/photo/l1tLTXMHYaUbxt1fqapwyCPcT5yEiuW5UEwDZvzfwSk?feat=directlink

czwartek, 27 października 2011

Uaktualnienie


Zaczęłam odbierać maile z podobnymi pytaniami, stąd zacznę może od początku.
Jestem na Gran Canarii (Archipelag Wysp Kanaryjskich). Przyjechałam tu z pomysłem przezimowania, wygrzania się po boliwijskiej zimie i polskim lecie. Zimować zaczynam twórczo, czyli staram się nie obrastać kurzem tylko być w ciągłym ruchu przerywanym odpoczynkiem. Pierwszy tydzień spędziłam na codziennych wizytach w bibliotece, gdzie poza założeniem karty i możliwością wypożyczania książek, pism i mediów również dostępny jest internet. Wizyta w urzędzie miejskim z pytaniem, czy wiedzą coś na temat biokonstrukcji, bądź ekobudownictwa niestety bez rewelacji. Jeszcze nie tymi drogami, nadal budowa z ziemi to lepianka (le pianka, tak z francuska).
Z czasem okazało się, że łapiemy w domu sieć internetową, Barbara dzięki częstym wizytom na różnych popularnych stronach znalazła informacje o spotkaniu jednego z siedmiu płatków permakultury, który zajmuje się budownictwem i tak poznaliśmy dość szerokie grono ludzi, uśmiechniętych, pracowitych i praktykujących idee permakultury.
Co to jest permakultura? Permakultura to alternatywa dla systemu. Zamiast straszyć i ograniczać, rozwija i daje niezależność.
I tak od jakiegoś czasu często bywamy w domu u Angela. Angel, mężczyzna po 60-tce ma dom, gdzie mieszka sam, bo córki już się wyprowadziły i apartament do wynajęcia. Od początku dobry kontakt i zaufanie.
W czwartek przyjechał Mati! Tak, tak, duża niespodzianka, myślałam, że dotrze w sobotę, a tu niespodzianka. Dużo emocji, radości i łez. Wspaniałe spotkanie, po wspaniałej rozłące. Oboje nabraliśmy odwagi, świadomości, szacunku i pewności co do tego, co chcemy.
I tak w niedzielę cały dzień spędziliśmy na warsztacie biokonstrukcji u Angela. Plan – budowla małego domku w ogrodzie, jednak, aby go zbudować, budujemy altanę z europalet, by przenieść tam wszystkie rzeczy z miejsca, gdzie ma stanąć domek. Każdy może zrealizować własny pomysł. Piszę się na zrobienie umywalki z gliny. Kiedyś widziałam artykuł w Czterech Kątach zdaje się i zapadło mi w pamięci zrobienie samemu, brodzika czy umywalki.
Mus czekoladowy mistrza Jeroma

Znajomi na warsztacie biokonstrukcji

Miłe pracowite popołudnie

A w domu partyjki kości

hehe, magiczny rzut

Puchar

Wypieki

Przyjechał Mati

Mój sąsiad, Mati.

Gimnastyk - elastyczny Bambu

Domowe, podczas znajomych.

Malutki arbuzik z ogródka

wtorek, 18 października 2011

Słucham Trójki w Hiszpanii

Okazuje się, że jedyne radio, jakiego da się tutaj słuchać i z tygodniowym doświadczeniem potwierdzam, że da się i to z prawdziwą przyjemnością, to Hiszpańskie Radio Program Trzeci :) Miły zbieg okoliczności.


WITAMY

KAWAŁEK OGRÓDKA

JESIEŃ

piątek, 7 października 2011

Chleb jaglany?

Po ostatnich warsztatach zdjęciowych w stoczni na rzecz nowego kalendarza joga - droga do wolności http://www.facebook.com/photo.php?fbid=10150310093240995&set=a.10150310093135995.337787.656385994&type=1&theater wczoraj pierwszy raz stanęłam na głowie, po godzinie medytacji. Bez ściany za głową chyba 5 minut bez zachwiania ze zmianą pozycji nóg! Równowaga - coś wspaniałego.
Będziemy budować piec w ogródku, gdzie zamierzam piec chleb orkiszowy na zakwasie. Hiszpania równie wymagająca jak cała Europa i aby sprzedawać na przykład przez sklep ze zdrową żywnością trzeba mieć kontrolę sanitarną, ale przecież nie będę piekła chleba dla całej wyspy tylko przede wszystkim dla siebie i dla grona znajomych, więc ciao wszelkim papierkowym wymaganiom.
Wczoraj podczas wizyty w sklepie Lavandula (lokalny sklepik ze zdrową żywnością) dostałam kaszę jaglaną, okazało się, że świetnie znałam jej nazwę po hiszpańsku, a w Argentynie jadaliśmy regularnie kotlety z mijo, co było prosem! Dynie też są, więc dieta bez zmian, brzuch szczęśliwy, ale nie jest łatwo, bo Jerome jest kucharzem i Barbara ma zdolności, ale wszystko podsmażane, etc. a jemy wspólnie, więc szkoła kolejna do przejścia:) Nie ulegać pokusom lub uczyć się wstrzemięźliwości :)

czwartek, 6 października 2011

Gran Canaria, Visvique

Założyłam sobie kartę w bibliotece, gdzie mam darmowy internet i spacer 2x 20min i świeże zakupy w zestawie. Barbara, Jerome i Bambu mieszkają w miejscowości Visvique, która leży bardzo blisko Arucas, gdzie jest wszystko co potrzeba. Większe zakupy zrobiłam wczoraj w supermarkecie wracając z lotniska, gdzie odwoziłam całą rodzinę na samolot na Fuerteventure na 4 dniowe wakacje.
Także nagle mam cały dom dla siebie, ciepełko, wieczory na tarasie w koszulce na ramiączkach rozkładają na łopatki. Przyzwyczajam się do permanentnego pocenia i nieodczuwania chłodu.
Na dłuższy dystans mam swój pokój, dom sąsiada do kupienia z wizją zrobienia super domu (bo to 150 letni dom z makabrycznymi dobudowkami - ruinami). Wystarczy tylko wygrać w totolotka, haha. Chodzę sobie o zmierzchu na dach i spoglądam na tę ruinę bardzo twórczo.

Wizyta w Auchanie lokalnym

Argentynski Quilmes

La casita


Obiekt inspiracji

Stary zgrzybiały domek na sprzedaż

środa, 5 października 2011

Aklimatyzacja na Kanarach

Szybko zleciał czas spędzony w Polsce, choć z drugiej strony czuję się jakbym spędziła tam pół roku, a to tylko ciut ponad 2 miesiące.
Wyspy Kanaryjskie przyjmują słońcem i wilgotnością, znów spanie bez ciężaru koca wydaje się dziwne. Sypiam bardzo dobrze i organizuję się sprawnie od początku pobytu, co zwraca energię.
Myślami siedzę u babci w łazience.

bunt skóry po niedzielnej uczcie



w domu

sąsiednie miasteczko Arucas

Bambu, w nowym bursztynowym naszyjniku

Uyuni - pustynia solna w BOLIWII

Salar Uyuni to ponoć największa na świecie pustynia solna. Nie wiem na kiedy datuje się tutaj obecność morza, ani ile trwało jego wysychanie, ale wiem, że pozostałość po nim to morze soli.
Jest to również jedno z tych miejsc, które bez znajomości, zwiedzić można jednynie wykupując zorganizowaną wycieczkę jedno, dwu, trzy lub czterodniową. My wybraliśmy dwa dni.
Wczorajsze zwiedzanie rozpoczęliśmy od cmentarza pociągów I marketu lokalnego rękodzieła, a potem już sól. Przez dwa dni moja polska percepcja przyzwyczajona do śniegu, odbierała pustynię jako obraz zimowy, bo i chłodno i biało. Łapałam sie na tym, że co chwila do mnie docierało, że to sól nie lód, zwłaszcza jak wpadałam w zachwyt jak fantastycznie prowadzi po tym lodzie nasz przewodnik. Lodzie? A soooli..

















Na samej pustyni stawaliśmy wielokrotnie, od ogladania miejsca, gdzie zbiera się sól w celu późniejszej sprzedaży, przez zatrzymanie dla zatrzymania i robienia kolejnych zdjęć i wszelkie pajacowanie oraz przy wyspie kaktusowej, gdzie kaktusy rosną 1 cm na rok i są tam okazy 900letnie! Na koniec dnia kolacja I nocleg w hostalu – zimno!!! Z butelką gorącej wody, w śpiworze i pod 3 kocami w wełnianych skarpetach, polarze I swetrze z alpaczej wełny obudziłam się z gorąca, hehe. 6 rano pobudka, śniadanie i podwózka pod wulkan Thanupa górujący ponad pustynią (która znajduje się na poziomie 3600m n.p.m.) 1230m, czyli w sumie 4830m n.p.m. Te 1230m w górę i w dół to nasz 6cio godzinny treking. Pobudka słońca widziana już ze szlaku – imponująca. Słońce palące, wiatr prawie nas nie zwiał z grani, lodowaty. Po 3h wreszcie wspieliśmy się na tyle by zobaczyć kratę I całą przeciwległą ścianę, którą widać z pustyni – oszałamiający widok. My z Matim o dziwo pierwsi I na szczycie w pełni sił, schodziliśmy zbiegając – zjeżdżając jak na nartach na butach po kamykach. 2 miesiące, no może 1,5 miesiąca mieszkania na wysokości min 3600m n.p.m. daje dobre rezultaty. La Paz nas przetrenowała, później podnieśliśmy poziom Wyspą Słońca I 3 dniowym szlakiem Inków.
Wspaniała 2 dniowa wycieczka. Polecam jako punkt programu podczas wizyty w Boliwii.