wtorek, 15 listopada 2011

W poszukiwaniu podbródka..

Tak czas mija, niby powoli, a już półtora miesiąca minęło odkąd jestem na tej wulkanicznej wyspie. Gran Canaria i Teneryfa nie są duże, jednak przez ich górzysty charakter i lokalizację na oceanie uważa się je za mini-kontynenty.  Gdy u nas w Arukas na północy wyspy i dość wysoko pada deszcz, w Las Palmas ludzie opalają się na plaży. Gdy nawet w Las Palmas pada to prawdopodobnie w Maspalomas praży słońce. Tu w Arukas po przyjeździe, czyli na początku października było ciepło i nie padało, teraz coraz częściej pada i jest chłodno. Dobrze się tu żyje mając samochód. Paliwo tanie (0,95euro Bp95) i różne fajne miejsca odległe na tyle, że autobusem dużo drożej i dłużej. Stąd moje marzenie bywania raz na tydzień na plaży na razie się nie realizuje. Zacznę chyba chodzić na turystyczną kostiumową w Las Palmas, to jest dostępne nawet codziennie.
Poznaję różne zakątki, niesamowite. Malutkie miejscowości na bardzo zróżnicowanym terenie, kręte drogi, kolorowe domki, niskie i z zielenią wokół.
To odkrycia centrum wyspy, Santa Brigida, Teror bardziej na północ też ładny.
Poza miejscami i lokalnymi dziwnościami, poznałam kilka potraw i serów. Na wyspach nie ma krów, bądź są nieliczne, natomiast królują kozy i jest tu na szczęście duży wybór kozich serów. Gorzej jest z chlebem, Chleb orkiszowy strasznie drogi i dopóki nie zacznę piec sama zajadam czasem pszenne byleco, rzadko bo rzadko, ale brak podbródka z fotografii chyba nadrobiłam już trochę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz