czwartek, 8 marca 2012

W drodze na kontynent.

Kto by pomyślał, że minęło już 5 miesięcy odkąd przyleciałam na Gran Canarię. To prawie pół roku.
Z drugiej strony czuję, jakbym spędziła tu parę lat. Nowe znajomości, kontakty, warunki życiowe... Za każdym razem doświadczanie coraz skromniejszych warunków uświadamia, że to nie one przynoszą szczęście. Również łatwo wywnioskować, co faktycznie warto posiadać, by ułatwiać sobie życie.
I tak siedzimy sobie w kawiarence na promie, Jean-Marcel (nasz kompan podróży Peugeot 106) dwa piętra pod nami, precyzyjnie zapakowany (z gałęzią bananów kanaryjskich) i zmierzamy ku miejscowości Huelva w Hiszpanii. Przypływamy jutro o 18 i jedziemy spać poza miasto, w namiocie, sobota - nocleg w Valladolid, u koleżanki Barbary i w niedzielę dotrzemy na miejsce we Francji. Większe miasto obok miejsca docelowego (jeszcze nie wiemy w jakiej wiosce zamieszkamy) to Agen.
Nie do wiary, że będziemy tam już za 3 dni! AaaaAaAA! Rany, rany...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz