czwartek, 28 kwietnia 2011

Pozdrowienia z podróży. W krainie nasion.

Czwarty dzień podróży. Od wczoraj jesteśmy w Tilcara w prowincji
Jujuy. Drugi dzień odwiedzin u Gustavo, znajomego znajomych z San
Marcos. Od 10 lat produkuje nasiona bio. Kolejna psoba, którą wydaje
się znamy od lat. Wysoki siwy mężczyzna o niebieskich oczach.
Ciepły człowiek o ciętym dowcipie.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Pakowanie domu, pożegnania, etc.

Bardzo szybko zbliża się data wyjazdu, a wraz z nią zamiast ubywać rośnie liczba rzeczy, które chcemy zrobić. Przede wszystkim kolejne wyzwanie - wyjazd bez sporów, czyli kompromis między stresem Matiego i chęcią spakowania wszystkiego w jeden dzień i czekania na dzień wyjazdu na walizkach i moim zostawianiem wszystkiego na ostatnią chwilę. Więc robimy listy, dzielimy się obowiązkami, etc. I jest dużo lepiej.

Moje kumpelki warsztatów dziewiarskich.
Szyjemy lalki i robimy na drutach.
Równolegle robię na drutach skarpety wełniane, obmyślam ponczo, bo mam od 5 miesięcy wełnę, o której trudno było myśleć w 35stopniowych upałach. Mati korzysta z gitary na zapas, w związku z czym powstała pierwsza piosenka po hiszpańsku. Gromadzimy kontakty w Boliwii i Peru. Nie wiadomo jednak kiedy dokłądnie wyjedziemy i gdzie zatrzymamy się po drodze w Argentynie. Prawdopodobnie starczy nam czasu tylko na 1 postój i pewnie padnie na Jujuy. A w głowie siedzę już na plaży nad Pacyfikiem w Peru :D
Kotek czarny przeprowadza się do Lucii, a mama kotka w ręce właścicielki i być może do Buenos Aires, gdzie jest na szczęście ogródek.
Azilis puszcza Izie bańki mydlane.

Przyjechała do nas w odwiedziny Azilis, którą poznaliśmy w Capao. Francuzka, która też zmierza do Boliwii. Bardzo miła wizyta. Dużo wspólnych przemyśleń i refleksji.

Cande, Mati, który tylko wygląda jak zwariowany wilkołak i Isa.
Wczoraj były na podwieczorku Ana i Toti, bo w środę wyjeżdżają na półtora miesiąca do Brazylii, więc biliśmy rekordy uścisków.

niedziela, 10 kwietnia 2011

kitkaty


Jesteśmy malutcy, ale pokonujemy duże dystansy

Dobrze mieć starszego brata

Nie ma to jak porządna siesta!

Inna możliwa praktykowana konfiguracja

Nie, bo...

Tego samego dnia takie nam niebo widoki zafundowało:

W drodze z San Esteban do San Marcos

Z centrum do domu

W domu


Ostatnia chmurka, przykładowy cumulonimbus, dodatkowo zafundował serię bezdźwięcznych błysków.

Grypny rzep

No i pięknie, zaczęło się przedwczoraj, zjadłam loda i zaczęło mnie boleć gardło. Wczoraj doszedł katar i ból pleców, dziś boli mnie też szczęka i mam stan podgorączkowy. Piję lokalną echinaceę, postawimy bańki ze słoików i do łózia.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Boliwia

Powoli zbliża się czas wyprowadzki z domu. 21 kwietnia przekazujemy go właścicielom i ze skromnymi plecakami śmigamy do Boliwii. 2 maja mamy być w Cochabambie, gdzie zostaliśmy zaakceptowani jako wolontariusze podczas kursu Vipassana! Alegria!!!
Po 10 dniach kursu zobaczymy gdzie nas życie poniesie. Na pewno poznamy na kursie ludzi, z którymi będziemy chcieli spędzić więcej czasu i to może być początkiem naszej podróży po tym kraju. Mamy czas i chęci, więc myślę, że nie skończy się na Boliwii, skoro Peru jest tuż tuż:)
Resztę rzeczy zostawimy w kartonach u kogoś w San Marcos i ruszamy wygodnie. To będzie coś nowego, nie mieliśmy okazji sobie ot tak jeździć po świecie z Matim.

Wielka radość w oczach Gucia, Gucio gumę ma do żucia! - w głowie mi gra

miodzio