poniedziałek, 26 lipca 2010

Ciut aktualności.

Teraz, gdy już oficjalnie wiadomość poszła w eter, mogę pokrótce opowiedzieć kiedy co i jak.
Jeszcze goszcząc u Sandry jednego dnia źle się poczułam i wtedy już wielkość piersi i męczenie się z większością zapachów dały podejrzenia.
Parę dni później przeprowadziliśmy się do kiosku i któregoś dnia wybrałam się na badania do Palmeiras. Poza badaniem na pasożyty w systemie pokarmowym zrobiłam również badanie krwi pod kątem ciąży, z nastawieniem, że jeśli to nie ciąża, to nie wiem co mi jest. Wynik krwi wyszedł pozytywny.
Krótko potem poszliśmy do przychodni. Ja lekko spięta, że każą nam płacić, a znajoma, co lubi opowiadać różne historie, raz wspomniała o domowej wizycie lekarza, która kosztowała 200R$ (1R$~1,90zł). I tak Mati powiedział do pani recepcjonistki: „Moja partnerka jest w ciąży”, na co pani spokojnie: „A, dokument poproszę”
I tak zostałam zapisana do przychodni, gdzie mam co miesiąc wizyty bezpłatne. Wizyty na zmianę są z pielęgniarką położną i lekarzem Aureo. Aureo, mieszkał w Chile i mówi po hiszpańsku. Jest również jedną z czterech osób, które na początku lat 80 założył Lothloren, pierwszą komunę w Vale do Capao. Widziałam jego zdjęcia z długimi włosami, grającego na gitarze. A teraz nadal sobie tu mieszka i robi dobrą robotę. Parę dni temu dowiedziałam się, że również był akuszerem. Nie wiem jaką ma specjalizację medyczną, wiem, że również jest lekarzem naturalistą. Jednak na zmiany grzybiczne na brzuchu, które okazały się moim słabym punktem obniżonej odporności, przepisał Clotrimazol.
Natalia – położna, która broni się w styczniu, przyjechała do Vale do Capao, by nabrać doświadczenia, i tak samodzielnie odebrała chyba ponad 3 porody i asystowała przy innych. Chyba nie spodziewała się takiego tempa. Porody w domach.
Pierwsza wizyta była z Natalią. Uzupełniła książeczkę ciążową, wypisała skierowania na badania rutynowe, zbadała piersi, brzuch, nogi, czy nie opuchnięte. Pierwsze jej pytanie było: „Więc jesteście w ciąży?” Na co Matiemu się łza w oku zakręciła, a drugie pytanie było, czy jesteśmy szczęśliwi. Potem jeszcze czy to pierwsze dziecko, a Mati na to: „Chyba tak...”
Te prenatalne wizyty połączone są z zajęciami dla ciężarnych, które odbywają się w środy i prowadzi je Sonia. Sonia jest drugą z czterech osób, które założyły Lothloren. Jest nauczycielką jogi. Przeurocza osoba, w październiku zostanie pierwszy raz babcią. Będzie przerwa w zajęciach, bo jedzie do córki, która mieszka w Salwadorze.

My do Salwadoru wybieramy się w połowie sierpnia, by przedłużyć wizę, zrobić zakupy produktów nieosiągalnych lub osiągalnym za jakieś szalone sumy, typu migdały lub orzechy, czy olej z oliwy. Również chcielibyśmy zwiedzić Chapadę, bo wiele osób powtarza, że są miasteczka a la Vale do Capao sprzed 10 lat z lepszą infrastrukturą, np. internet, zasięg. Potrzebujemy do tego jednak samochodu. Chcemy zaproponować znajomym, żeby pożyczyli nam za drobną opłatą. Oni mieszkając w Capao nie korzystają z samochodu. Tak więc zapakowalibyśmy się z sąsiadami i zrobili kiludniowy tour na południe.

Pogodowo bez zmian, leje i świeci słońce i wieje. Na słońcu piorę sobie w samych majtkach lub czytam książki za domem na stołeczku. Grzyby nie lubią słońca, więc jednym z zaleceń lekarza było wystawianie brzucha na słońce. Mati wykarczował korony drzew, tak by słońce dłużej nagrzewało dom i dzięki temu dłużej można siedzieć na słonku w pełnej dyskrecji za domem.

Samopoczuciowo coraz lepiej, choć zmęczenie nadal dopada zbyt niespodziewanie, na szczęście równie niespodziewanie pojawia się energia. Nie mogę zatem robić sztywnych planów, tylko bieżąco dostosowywać się do aktualnych warunków fizycznych. Apetyt mi się poprawił i pomaga jedzenie często a mało. Długie przerwy (np. 3h) przynosiły mdłości i niechęć do jedzenia.
Mam cichą nadzieję, że teraz w drugim trymestrze wrócą mi siły na tyle, by móc zrealizować jeden ze szlaków, których miliony nas otaczają. Wciąż oglądam te góry z doliny, mam ochotę spojrzeć z góry na dół. Nie mogę się doczekać.
Brzuch rośnie jedynie od wzdęć, a lędźwiowa część kręgosłupa już daje się we znaki. Nie wiem, czy to kwestia materaca z kiosku, czy ciąży. Ćwiczę, chodzę. Dbam o siebie ze wszech miar.
Apetyty z mielonych przeszły na kotlety ziemniaczane z sosem grzybowym. Także poproszę serdecznie babcię Irenkę o przepis. Bo grzybki mam nadzieję, że suszone niedługą dotrą od mamy.
Poczta działa różnie. Dwie przesyłki wysłane 22.06 z Gdyni i 23.06 z Warszawy doszły w odstępie 2 tygodni. Pierwsza dotarła gdyńska. Teraz zobaczymy ile będzie szła od Madzi i od mamy. Nawet sobie nie wyobrażacie jakie miłe są wyprawy na pocztę. Czuję się jak 15 lat temu, gdy wchodząc na klatkę schodową, spoglądałam na skrzynki na listy, a korespondowałam wtedy na dużą skalę Warszawa-Gdańsk.
Dziękuję serdecznie za pocztówkę z Brukseli, Basiu!!! Ale niespodzianka! Doszła w środę, 21 lipca.

3 komentarze:

  1. mhh.. ma ola miala podobne problemy grzybiczne.. no i lekarz wlasnie mowil ze clotrimazol nie mozna w ciazy.. moze niepotrzebnie niepokoj wnosze, ale prosze wypytaj lekarza swego... ok?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepisał lekarz wiedząc o ciąży. Lekarz naturalista. Sosuję tylko zewnętrznie, ponoć niewskazany jest kontakt ze śluzówką.

    OdpowiedzUsuń
  3. aa widzisz. grunt to wiedziec gdzie smarowac.. :>
    to buziaki przy okazji sle :)

    OdpowiedzUsuń