sobota, 26 marca 2011

Niedzielna Minga

Dom od frontu
Po pełnej emocji sobocie czekała nas niedzielna budowa domu znajomych. Takie wspólne budowanie nazywa się tu MINGĄ. Część osób buduje, część gotuje, inni zajmują się dziećmi.

Odile rzeźbi okienko
I tak, wreszcie po kilku miesiąca czekania, zostaliśmy poinformowani o mindze u Adriana i Lupe. Adrian robi instrumenty (między innymi harfy afrykańskie) a Lupe marionetki. Wyprawa nielada, bo nie sami, ale z Odile i Paulą o 7 rano powinnibyliśmy wsiąść do autobusu. Spóźniliśmy się na autobus, ja byłam tak zdeterminowana, że powiedziałam, że idę do skrzyżowania z drogą krajową. San Marcos Sierras leży 14km od drogi głównej. Od naszego domu ok 12km. I te 12km byłam zdecydowana przejść i ruszyłam w drogę, licząc na autostop. Pierwszy samochód, który nadjechał się zatrzymał. Wewnątrz był Mati, Odile i Paula. Okazało się, że Mati spotkał sąsiada, który przewozi materiały np. budowlane i zaproponował kurs do skrzyżowania.

Wayna wypełnia ściany

Na miejsce do San Esteban dotarliśmy kwadrans przed 9. I od razu zabraliśmy się do roboty. Jedni przygotowywali mieszankę piasku, gliny i słomy, inni przenosili materiały, jeszcze inni niwelowali teren przed domem.

Stan jaki zastaliśmy to konstrukcja drewniana i dach ze strzechy i połowa ścian wypełniona mieszanką ziemną poprzedniego dnia. Pod koniec dnia, ściany do końca zostały uzupełnione.


Wspaniała sprawa takie zespołowe budowanie. Ręce w glinie na świeżym powietrzu, wszyscy równi, nikt się nie mądrzy, każdy dzieli się swoimi doświadczeniami. Tak mi się podobało, że cały czas coś robiłam. Cały czas również burczało mi w brzuchu. Wydaje mi się, że 9 miesięcy bez odczuwania głodu przyniosło niebezpieczne nawyki:) Po 17 poczułam, jak bardzo bolą mnie plecy, a następnego dnia miałam niezłe zakwasy ud. Nie wiem, czy to to samo zmęczenie dopadło mnie w środę, kiedy położyłam się na krótką drzemkę o 17:30 i wstałam o 7 rano następnego dnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz