środa, 23 marca 2011

Vipassana

W poniedziałek skończyliśmy kurs Vipassana. Mój pierwszy kurs tej techniki medytacji. Idąc wiedziałam jedynie, że trwa 10 dni, polega na obserwacji oddechu i ciała i że obowiązuje ścisła dyscyplina, podział płci, cisza i ostatni posiłek w formie podwieczorka o 17. A oto jakie są moje odczucia po kursie.

Technika jest prosta, a jej prostota wymaga ogrom pracy. Jak powiedział Osho: „Mógłbyś rąbać drwa cały dzień i czułbyś się mniej zmęczony” I przyznam, że ma rację. Choć umierałam na ból pleców podczas medytacji, zwłaszcza pod koniec kursu, wychodząc z sali czułam się jak nowo narodzona. Ale czasu poza salą mieliśmy zaledwie tyle ile na posiłki, 1,5h na śniadanie; 2h na obiad i 1h na podwieczorek. Również w tym czasie jedynie mogliśmy patrzeć w niebo, brać prysznic, bądź prać, bo nic poza tym nie jest dozwolone.
Nie można czytać, pisać, rysować, robić zdjęć, żyje się bez radia, telefonu, muzyki. Obowiązuje szlachetne milczenie, co oznacza, że poza ciszą nie należy nawiązywać kontaktu wzrokowego, czy próbować innych form porozumienia, niż werbalne. Obowiązują skromne stroje, podział płci obowiązuje w pełni, jedynie sala medytacyjna jest miejscem, gdzie spotykają się wszyscy, ale również podzieleni, mężczyźni po jednej, kobiety po drugiej stronie. Rozmawiać można z opiekunką grupy żeńskiej, bądź profesorem asystentem, zapisując się rano na 5 minutowe spotkanie po obiedzie.

Plan dnia jest dość napięty:
4:00 Gong
4:30 – 6:30 Medytacja na sali lub w pokoju
6:30 Śniadanie
8:00 – 9:00 Medytacja w grupie na sali
9:00 – 11:00 Medytacja na sali lub w pokoju zgodnie z instrukcjami profesora
11:00 Obiad
13:00 – 14:30 Medytacja na sali lub w pokoju
14:30 – 15:30 Medytacja w grupie na sali
15:30 – 17:00 Medytacja na sali lub w pokoju zgodnie z instrukcjami profesora
17:00 Podwieczorek
18:00 – 19:00 Medytacja w grupie na sali
19:00 – 20:30 Wykład (nagranie tłumaczenia Profesora Goenki)
20:30 – 21:00 Medytacja
21:00 – 21:30 Pytania na sali
22:00 Gaszenie świateł, cisza nocna

Jak dla mnie to 10 dni oczyszczania. Psychicznego i fizycznego.
Fizycznie czułam się porządnie przefiltrowana. Jadłam dużo mniej, skorzystałam również i przestałam spożywać nabiał i dzięki temu oczyściły mi się zatoki. Poza tym piłam wciąż wodę i herbatki ziołowe, choćby dlatego, że była to jedna z rzeczy, które mogłam robić. Tak więc nerki również przefiltrowałam (choć ostatnie wyniki badań miałam w pełni poprawne). Zaczęły ze mnie wychodzić toksyny w postaci wyprysków na twarzy, cera też jakby zrobiła się tłustsza, zawsze miałam suchą – super suchą, więc łatwo odnotowałam różnicę. Dezodorant przestał działać, pogarszał tylko stan, a pociłam się silnie zapachowo, za co później przepraszałam dziewczyny, a one odpowiedziały, że miały ten sam problem. Wygląda na to, że każda czuła tylko swój zapach. Włosy wypadają mi na potęgę, a podczas jednego prysznica zaczęła ze mnie schodzić skóra. Z całego ciała. Również oczyściły mi się pięty i paznokcie, dawno nie miałam 10 dni, kiedy codziennie ktoś dla mnie gotował, a chodziłam jedynie po trawce. Poza tym w trakcie kursu miałam 3 jęczmienie, które pojawiają się tylko, gdy schodzi ze mnie stres. No i zaczęłam ponownie menstruować, pierwszy raz po ciąży. Co było symbolicznym zamknięciem pewnego okresu i rozpoczęciem nowego. Praktycznie też czuję, że jestem nowym zestawieniem hormonów.
Psychicznie oczyszcza się umysł ze starych i aktualnych śmieci (naszych wyobrażeń o ludziach i o rzeczach nas otaczających) i uczy patrzenia na świat takim jakim on jest, a nie takim jak CHCEMY lub nasze ego chce go widzieć.
Medytacja przez 3 dni polega na 11h dziennie siedzenia na sali medytacyjnej, między innymi, w większości takimi laikami jak ja, w ciszy, słuchając instrukcji, czasem śpiewów Profesora z Indii - Goenki i obserwacji własnego oddechu w obszarze nosa i nad górna wargą i jest to tak trudne, że umysł ucieka w każdą możliwą stronę, byle zyskać więcej przestrzeni niż ta maleńka strefa okołonosowa. Wychodzi ile bezsensownej pracy wykonują nasze mozgi!! Masz tyle obrazów w głowie, ze w ogóle nie możesz nic poczuć na tym kawałeczku ciała! I za każdym razem musisz się łapac, ze odlatujesz w wyobraźnię i wracać na ten maleńki obszar. Szlag Cię trafia, ze znów się rozkojarzasz, a własnie chodzi o naukę panowania nad własnymi automatycznymi reakcjami, takimi zwłaszcza jak złość! więc się złościsz, że Cię wkurzyło i tak w kółko, wieczorem masz dość, boli Cię głowa już 1 dnia, idziesz na wieczorny wykład (video lub z taśmy nagranie Goenki) i wydaje Ci się, ze tracisz zmysły i że nic Ci nie wychodzi i profesor mówi dokładnie wszystko co czujesz i że właśnie tak to przebiega i że taki jest proces i ze wszystko idzie jak najbardziej pomyślnie.
Kolejne 7 dni obserwujesz całe ciało od czubka głowy do stóp. Kawałek po kawałku i czujesz czy coś Cię swędzi, boli, kłuje, zapachy, odgłosy, jak działają na Twój odbiór i masz zachować przy każdej sensacji kompletną obojętność, choćbyś źle usiadł (dozwolona jest każda pozycja, byle było Ci wygodnie) i choćby zdrętwiały Ci nogi (3xpo 1h każdego dnia nie możesz się ruszyć, dokładniej, nie możesz ruszyć nóg, rąk ani otwierać oczu, pozostały czas można trochę się przemieszczać. Nie ruszanie się jednak ma na celu lepszą koncentrację umysłu i naukę nie reagowania na wszystko co przychodzi z zewnątrz.

Matiego widziałam pierwszy raz po dziesięciu dniach, tak że mogliśmy rozmawiać, ale nadal nie można było mieć żadnego kontaktu fizycznego, czyli żadnego uścisku, ani buziaka na dzień dobry. Przez 10 dni widziałam jego plecy, bo siedział po stronie mężczyzn i z przodu, gdy się mijaliśmy, spuszczaliśmy wzrok, ale nie było też wiele takich sytuacji. Przedostatniego dnia gdy o 4:25 weszłam na salę, był tam tylko Mati i jedna kobieta, więc staliśmy chwilę sparaliżowani tym spotkaniem spojrzenia w ciemności.

Vipassana nie ma związku z żadną religią. Traktuje o uniwersalnym prawie natury. Wieczorne wykłady profesora są świetne, Można się śmiać do rozpuku często z własnej ułomności. Kuruje i leczy. Uczy tolerancji, akceptacji i bezinteresownej miłości – dawania bez oczekiwania czegoś w zamian. Przez te dziesięć dni ma się czas dla siebie, na stawienie czoła samemu sobie, co jest momentami bardzo trudne, ale wychodzi się jak z myjni!! Mentalnie i fizycznie. Wszystko jest doskonale przemyślane. Każdorazowo kiedy pojawiała się jakaś wątpliwość co do techniki lub moich na nią reakcji, rozwiewał ją wieczorny wykład najczęściej lub krótkie instrukcje na początku medytacji.

Kursy są darmowe, ludzie którzy się opiekują kursantami są wolontariuszami i robią to z miłością, co się czuje, traktują Cię jak rodzina, a widzi się ich pierwszy raz w życiu, na koniec można darować dowolną kwotę na rzecz przyszłych kursów.
Na naszym kursie byli ludzie z miast, typu Buenos Aires, Cordoba żyjący jak ja kiedyś, w zawrotnym tempie. Tuż po zakończeniu kursu już mają ochotę pomagać przy organizacji przyszłych kursów i budowie ośrodka w Buenos Aires.

Obojgu nam zrobiło to bardzo dobrze i wspaniale, że zrobiliśmy kurs jednocześnie. Znów mam chęć do życia, dystans i wiarę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz