Mieszkamy w malutkiej miejscowości, w Polsce
powiedziałabym raczej, że to wioska, ale tutejsze wyniosłe zamki
powodują, że mniej krępująco brzmi małe miasteczko, mała
miejscowość – un petit village. Mieścinka ta leży 13km od
najbliższego miasta, w pagórkowato-doliniastym krajobrazie.
Mieszkając we Francji na wsi głównym środkiem
transportu jest niestety samochód, bez niego, ani rusz.. I tak nasz
dzielny, 17-sto letni Peugeot 106, noszący dumnie imię swojego
pierwszego właściciela – Jean-Marcel umożliwia nam organizację.
Ponieważ mamy różne grafiki, z czego Mati od poniedziałku do
piątku jest poza domem, to gdy potrzebuję się również gdzieś w
ciągu dnia przemieścić, muszę rano Matiego odwieźć na pociąg,
na praktykę lub do miejsca spotkania, skąd zabiera się ze
znajomymi.
Dzięki tym zawiłym operacjom miałam wczoraj okazję
wyjść z domu o godzinie 7:35, co na co dzień mi się nie zdarza.
Szyby samochodu zostały z grubsza potraktowane klockiem drewna (kto
na południu Francji ma skrobaczkę do szyb??!!). Ja zaproponowałam,
być może Matiemu nieznaną metodę, odpalenia silnika i dmuchawy. I
tak przygarbieni by cokolwiek widzieć przez malutkie okienko
ruszyliśmy bladym świtem. 20 min drogi w jedną stronę dało
słońcu czas wspiąć się nieco wyżej i wracając miałam tak
piękne widoki, że dech zapierały. Mgła przy ziemi i w dolinkach.
Gdy wspinałam się na pagórek piękne poranne promienie muskały tę
mgłę w sposób nad wyraz malowniczy.
Kolejnym zadaniem była wyprawa do naszego
sąsiedniego miasta na rynek, gdzie zarejestrowałam ok. 9:30
temperaturę +2 i wracając chmury z mgły. Ziemia oddająca ciepło
skraplające się i tworzące tę mgiełkę masowo wokół, w tym
największym terenie rolniczym Francji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz