czwartek, 6 stycznia 2011

Koniec żartów!

Czas zabrać się za tą opuszczoną strefę. Jak wielokrotnie się przekonałam, przymusowa mobilizacja, w moim przypadku, przynosi często dobre rezultaty. Więc wbrew inspiracji, którą mam zdecydowanie w dziale szycia, jestem i będę.

Podróżując z Iguazu do San Marcos, nocowaliśmy w hostelu w San Ignacio i zostawiliśmy tam aparat cyfrowy, który sympatyczni właściciele przesłali nam pocztą i od 2 tygodni mamy nie tylko aparat, ale i zaległe z niego zdjęcia, dużo zdjęć z iphona. No i mamy też internet. Nie mamy więcej wymówek. Lepiej 5 zdjęć dziennie niż nic. Będzie regularne dodawanie.

Szyję pieluchy, przechodzę wciąż koło torby ogromnej pełnej jabłek, które muszę zamknąć w słoikach, by mieć zapas na szarlotki. Od soboty start z tartami do baru Wayny. Tarty owocowe, szarlotki, etc. Brak garnka z dobrym dnem jakoś mnie zniechęca.

Bobo, zaczęło robić kołyskę w brzuchu, bo głowa mu wędruje z lewej na prawą, myślę, że nabiera rozpędu, żeby zrobić fikołka. O dziwo sypiam dobrze, mimo bóli w biodrach. Ambicje wyszykowania wszystkiego idealnie odsunęłam na bok, tłumacząc sobie, że to co dziś wydaje mi się idealne, w praktyce może okazać się kompletnie niepraktyczne:) I tak cieszę się, że rośnie sterta pieluch (trzeba je potem wyprać), ubranka w rozmiarze 0 gotowe do użytku czekają w szafie. Druga akuszerka, Ana, wróciła dziś z wakacji w Brazylii, więc mamy już komplet niezbędny do porodu. I listę osób, które przed porodem bardzo chciałabym odwiedzić, a czas goni jak dziki....

17:35 Najwyższy czas na podwieczorek!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz