wtorek, 31 sierpnia 2010

Refleksji ciąg dalszy.

Jak znajduję swoją przestrzeń? Dom? Powietrze, w którym nie tyle oddycha się lżej, ale i humor dopisuje, choćbym śmiać się miała do samej siebie. Marcowe ZWIERCIADŁO – balsam dla duszy, renesans dla polskości umysłu. Wyszedł na światło dzienne niedosyt kontaktu z kulturą polską, zaowocował pomysłami i uświadomił priorytety mojej kultury osobistej, która w wielu kwestiach ściśle powiązana jest z kulturą mojego kraju. Wszystkie aktualne refleksje składają się w całość, układanka emigracyjna się dopełnia. Piąty miesiąc ciąży daje poczucie stabilizacji, ukorzenia mnie, co nie znaczy, że przykuwa mnie do miejsca, nie powoduje, że wrastam czy zarastam. Ten wyjątkowy stan ujarzmia moje lotne nostalgie, czuję, że stąpam po ziemi i kroczę naprzód. Mimo podróży i braku własnych czterech ścian na tym kontynencie czuję ciepło rodzinne.

Odkryta na komputerze płyta Eddie Brickel – oh! Jaki przepyszny smak dzieciństwa! Prawie jak usłyszana przypadkiem w lokalnym radio Asia, czy Chicago, nie pamiętam nazw, ale dźwięki pozostają głęboko, podobnie jak Jethro Tull na jachcie na środku Atlantyku. Za każdym razem, gdy wracają podobne klasyki tamtych lat, doceniam jakie miałam szczęście wychować się w domu, gdzie słuchało się dobrej muzyki. To za spraw mamy. Tata zasłużył się trochę później zarażeniem sympatią do piosenek Jacka Kleiffa, choć w wykonaniu Kuby Sienkiewicza, którerazem z Gawłem znaliśmy któregoś lata na pamięć. Potem przyszedł czas na bosanowę, a jazzem to chyba genetycznie jestem obciążona, co sobie uświadamiam z roku na rok odbierając go za każdym razem lżejszym.
Były w moim życiu również epizody a la: „kto się lubi, ten się czubi”, co najbardziej dotknęło Sade, którą mimo parodiowania łyknęłam na pewnych wakacjach we Francji. Kompletnie nie rozumiem, jak mogłam nie rozumieć, co ciocia Arleta widzi w tej irytującej wokalistce, kobiecie o wielkich ustach, hahaha.

1 komentarz:

  1. po pierwsze... gratulacje! - spóźnione niezwykle ale byłam tak zagoniona ze tylko w czytniku stwierdzałam że piszesz i nawet nie miałam czasu poczytać.
    ponadrabiam w końcu :)

    eh.... a ta muzyczka... ta sama która mnie może nie w dzieciństwie ale młodości wlazła do glowy i została. skażone jesteśmy ;> ech te nasze starszaki...

    podobno jak byłam młodziakiem w pieluchach jeszcze, to moje łóżko ze szczebelkami stało między głośnikami a z głośników Dire Straits, Deep Purple.....

    OdpowiedzUsuń