poniedziałek, 24 maja 2010

Brasil!

Dotarlismy. Miejsce, gdzie nocujemy dzieki Couch Surfingowi to istny raj i az glupio mi robic zdjecia, tak jest pieknie. Z jedej strony ocean, z drugiej jezioro, obok wydmy (mala Leba). Na terenie dzialki plantacja roslin, wlasny system oczyszczania sciekow (eduardo jest inzynierem srodowiska), cztery wielkie owczarki niemieckie, palmy kokosowe, tony owocow za grosze, ktore mamy wcinac bez zadnego dzielenia kosztow z gospodarzami. Strach sie bac.
Pogoda 25 stopni, plus minus 2 non stop. Slonce pali doslownie. Woda w oceanie ma tak silny prad, ze mozna wchodzic tylko z deska surfingowa, ktorej nie mamy i nawet nie umiemy uzywac, wiec pluskalismy sie dzisiaj lezac na piachu, a woda nas rzucala na wszystkie strony. Plaza pusta, w ciagu godziny przeszedl jeden rybak, akurat, gdy na golasa wychodzilismy z wody. Znow spie pod przescieradle, ale tym razem nie potrzebuje czuc ciezaru, zeby sie wysypiac. Traning karaibski zrobil swoje, nie meczy mnie upal. Na szczescie wplywa jednak na moj apetyt. Likwiduje go prawie calkowicie.
Internet dostepny okazjonalnie (z biura Eduardo, dzis jestesmy tu wszyscy, Eduardo, Izabel, zona tyrajaca nadgodziny i my)

2 komentarze:

  1. no nie agata znowu zaczynasz z ta pogoda, sloncem... ty wiesz ze u nas powodzie?! zeby cie znowu nie spalilo...
    kasia i hania wyszly ze spzitala. bede sie odzywac. buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. więc to było miękkie lądowanie...ale Wam fajnie:)

    OdpowiedzUsuń