poniedziałek, 10 maja 2010

Paryż - dla jasności wyjaśniam:)

Bardzo się cieszę że Ewa pisze: chyba w sumie oprocz tych slimakow, Paryz wielkiego wrazenia na Tobie nie zrobil? A to co jest uwazane w nim za romantyczne (waskie ulice, okna tete-a-tete)okazalo sie klaustrofobiczne... dobrze, ze to nie meta czy tez Mati ciagnie do ojcowskich korzeni? choc twoje spostrzezenia na ten temat sa przednie.
Bo od razu spieszę z wyjaśnieniami:
Paryż jest przepiękny, wąskie romantyczne uliczki wciągają na całego i mogę się szwędać godzinami, co więcej, te wąskie uliczki często zaskakują pojawiającymi się ni stąd ni z owąd placykami, kościółkami, bądź innymi elementami stanowiącymi kiedyś pewnie przemyślane punkty widokowe (podczas gdy je projektowano, w czasach, gdy urbanizm miał trochę wyższe znaczenie i znacznie lepiej "wychodził" niż dziś), dziś miłe niespodzianki i poczucie ludzkiej skali. Mieszkanie Didier z oknami "tete-a-tete" (nie znałam tego określenia, znałam jako rozmowa w cztery oczy jedynie, w sumie jako przenośnia się rozumie przednio) przeurocze. Określenie odległości przeciwległych okien w mieszkaniu na Filtrowej jako luksusowej miało za zadanie określić dużą różnicę, nie moge jednak powiedzieć, że okna w okna nie mają uroku:) Małe podwóreczka, parapety pozastawiane, a la Amelie, doniczkami z roślinkami, wylegującymi się kotami... sama rozkosz, co okno to inna przygoda.
Jednak wielkie aleje i muzea to już przesyt. Wypchane po brzegi turystami, którzy to odhaczaja na mapie zaliczone miejsca... ja tak nie lubie i wolę sie chować w tych wąskich uliczkach ze sklepami chińczyków pt. 1001 drobiazgów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz