środa, 6 października 2010

Koniec wakacji

Bardzo szybko minął tydzień w tym uroczym domu nad oceanem. Przyznam, że z oceanu skorzystaliśmy minimalnie, Mati około dwóch razy się wykąpał, ja ani razu. A plażę odwiedziliśmy jedną poza tą, którą mamy 100m od domu. Próbowaliśmy dotrzeć na plażę nudystów, ale pogoda również nie była pogodą wysoce plażową, więc próba zakończyła się dotarciem rowerami na plażę: Praia brava, gdzie pierwszy raz w życiu widzieliśmy czerwony piasek na plaży i nie zrobiliśmy mu żadnego zdjęcia. Ścieżka na plaże Olho de Boi była tuż, tuż i plan był wrócić (mimo obolałych kości od siodełka roweru) za dzień lub dwa. Dzień po zaczął się kaszel, a dziś byliśmy na izbie przyjęć w szpitalu, co by mnie ktoś osłuchał. Drogi oddechowe czyste, jestem "gripada" czyli przeziębiona. Więc i spać mi się chce na potęgę, co uskuteczniam bez wyrzutów sumienia. Mati przejął dziś kuchnię i pachnie mi właśnie duszonymi warzywami, jakie będziemy jeść na kolację. Nie takie głupie to przeziębienie:)Nie to żeby Mati nie gotował, ale ciąża wciąż stymuluje moje kubki smakowe i zazwyczaj zanim Mati coś zaproponuje, ja już mam ślinotok myśląc od 2h o czymś innym, a że przeziębienie mnie ciut ostudziło to mam pyszne jedzenie bez myślenia i gotowania.
Cały czas będąc tu w tym miejscu, zastanawiałam się dlaczego czuję się jak na wakacjach, skoro w Capao ani nie pracowałam, ani się nie przemęczałam. W końcu wczoraj do mnie dotarło! Tu jesteśmy sami, daleko od jakichkolwiek zobowiązań socjalno-sąsiedzkich! Może i nie męczyłam się w Capao, ale życie socjalne wrzało. Wciąż ktoś się pojawiał, coś proponował, albo wpadał na Krzysia na obiad, etc. Im bliżej końca naszego pobytu tym więcej ludzi znaliśmy i tym trwalsze relacje z ludźmi się nawiązywały i było jak w domu, a kto wakacje spędza w domu?? Więc ten luksusowy dom, gdzie nawet sprzątaczka przestała przychodzić (chyba po tym jak jej powiedzieliśmy, że raz weszła bez uprzedzenia, gdy prawie się całowaliśmy na kanapie w salonie, a poza tym często chodzimy na golasa po domu, tu ludzie z 4 dzieci żyją na 36m2 i bardzo daleko im do chodzenia po domu na golasa) informując, żebyśmy dzwonili jak tylko cokolwiek będziemy potrzebować, typu włączenie pralki, sprzątanie, etc. Pierwszy dzień dodam, były w domu 2 sprzątaczki, cały dzień z 2h przerwą na obiad, gdzie dom poprzedniego dnia, gdy przyjechaliśmy wydawał się błyszczeć...
I tak Cristina przestała przychodzić, czasem wpada ogrodnik lub robotnik z domu obok wytynkować mur. My się kompletnie zrelaksowaliśmy, aż z tego relaksu oboje się przeziębiliśmy. Czasem dobrze się trochę pospinać i trzymać w lekkim napięciu, hehe.

Jutro o naszej 14 wsiadamy do autobusu i jedziemy do Rio de Janeiro. Gdzie zostajemy do niedzieli u Bruny. Potem lecimy do Curityby, do mamy Gilhermo, naszego sąsiada z Capao. Myślę, że internet na pewno bedziemy mieli dostępny, choćby miał to być internet kafejkowy.
Poniżej link do nowego albumu picasy:
http://picasaweb.google.com/a.marianna/Brasil02#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz