czwartek, 17 czerwca 2010

Jak to jest przylecieć do Brazylii ot tak i aż tak.

Po 3 tygodniach spędzonych w Vale do Capao mogę śmiało powiedzieć, że dobrze wybraliśmy kierunek. Jest tu mnóstwo serdecznych ludzi i z dnia na dzień odkrywamy nowe labirynty znajomości i zbiegów okoliczności. Po raz kolejny okazałam się być w gorącej wodzie kąpana i chyba w głowie miałam, mimo starań nie wyobrażania sobie niczego, obrazek cudu, polegającego na wylądowaniu w Brazylii, dotarcia do Chapady Diamantiny i poczucia, że tak, że to tu, że przy okazji można załatwić pobyt i że grunty i samochody są tanie. Jednym słowem, że wylądujemy w raju, gdzie wszystko będzie na nas czekało. A może dopiero po tygodniu pobytu mnie dopadł mój własny zawód, że nie jest tak łatwo. Pierwszy tydzień był w pewnym sensie turystyczny, poznawanie znajomych znajomych, pierwsza wizyta na rynku, poznanie lokalnych produktów, etc. Potem oczekiwanie festiwalu, też stan „standby”. I wreszcie po sprawnym wynajmie tego malutkiego kiosku dopadło mnie to wszystko. Ale z czasem poznajemy ludzi o podobnych pomysłach i starających się każdy przystanek wykorzystać ucząc się. I tak ochłonęłam. Wiem, że jesteśmy w dobrym miejscu na początek. Poznaję co mnie cieszy i czego mi brakuje (głównie kotletów mielonych..:D)
Kiosk wynajęliśmy na 2 i pół miesiąca. 20 sierpnia, akurat w urodziny Matiego, musimy opuścić Brazylię, jeżeli chcemy do niej wrócić na tej samej zasadzie. Można przedłużyć 3 miesięczną wizę turystyczną, za jakąś niewielką opłatą na kolejne 3 miesiące, ale potem jest pół roku czy rok bez ponownego wstępu. Więc lepiej krążyć, wjeżdżać, wyjeżdżać.
Pytania o plany nasze? Znaleźć miejsce na świecie, gdzie można, nie będąc milionerem, kupić lub móc współużytkować teren, gdzie będziemy mogli własnymi siłami postawić dom, wokół zagospodarować ogród, bardzo chętnie według zasad permakultury. I tak spokojni organizować wieczory kulturalne z sąsiadami, pomagać sobie, wspólnie zbierać plony, etc. Jednym słowem marzy nam się wiejskie życie, dzielone ze światłymi ludźmi, żyjącymi obok z wyboru.
Nie mogę uwierzyć jak niewielkie mamy zużycie plastiku i papieru, kiedy wszystkie odpady jedzeniowe wyrzucamy na kompost, a śmietnik o rozmiarach 11x16x21cm odkąd się wprowadziliśmy się nie zapełnił. To samo dotyczy toalety. Docelowo, w tymże domu, będzie toaleta sucha (zasypywana trocinami, bądź popiołem i potem jako kompost dla roślin), ale teraz przynajmniej toaleta służy tylko i wyłącznie na załatwianie potrzeb, nie wrzucamy do klozetu papieru toaletowego, nie wspominając wacików, włosów, etc.
Wszelkie słodycze możemy kupować bezpośrednio od lokalnych producentów. Masło orzechowe, ciasteczka owsiane, miód, pastę sezamową, kakao, czekoladę. Również inne produkty, takie jak mydło. Masło tylko dostępne jest w plastikowych pojemnikach , nakładane łychą, mleko od krowy również dostępne od właścicielki krowy, jajka doni Tuty są wyśmienite! Ale nikt nie robi kotletów mielonych, a mięso dzielone jest zupełnie inaczej i wisi suche z muchami, uj nie dziła to dobrze na moją wyobraźnię. Jemy zatem tylko kurczaki czasem, a kotlety wizualizuję. Jakby ktoś się wybierał, to słoik zakonserwowanych kotlecików mielonych:)
Nie mogę podać dokładnych dat i trasy podróży po wyjeździe z Brazylii, bo poznając ludzi, poznajemy i miejsca, o których opowiadają i tak się tworzy plan z dnia na dzień, a potem się zmienia, ale cały czas przyświeca nam idea miejsca na stałe.

1 komentarz:

  1. ja tam bym chetnie zmienila jakies schaboszczaki tudziez mieloniaki za pyszne krolewskie sniadnie na trawie... ach!

    OdpowiedzUsuń