sobota, 5 czerwca 2010

Palmeiras, wtorek.

Pierwszy autostop do Palmeiras. Zabrał mnie urbanista, przewodnik górski, uczący dzieci w szkole publiczej angielskiego, pasjonat ogrodnictwa, od 7 lat mieszkający w Vale do Capao.
W Palmeiras moment grozy przy bankomacie. Jedynym bankomacie, któremu akurat wyskoczyła przerwa techniczna. Nastawiłam się na pokorne czekanie, pisząc smsy (w Palmeiras jest zasięg!) Ale okazało się, że przerwa zamiast 30 minut trwała 5. Zaliczyłam sklep (produkty w sklepach są tańsze w Palmeiras, bliżej cywilizacji) mango na śniadanie i internet na „deser”. Po 5 dniach bez kontaktu ze światem, już dostęp do internetu był czymś emocjonującym, trochę jak ćwiczenie Tai Chi, które automatycznie przywołuje obraz babci Irenki, a z nim ogromną chęć wpadnięcia na obiadek... niemożliwość szkli oczy. Tak często uświadamiam sobie jak daleko jestem i jakie są moje relacje z bliskimi i jakiego kontaktu z nimi potrzebuję i jak ten kontakt mogę zastąpić najmądrzej.
Powrót równie sprawny z zakupem miodu w wiosce po drodze, w której wszyscy sprzedają pyszny, lokalny miód.
Pierwsze zajęcia z tańca afrykańskiego. Oczyszczająca ekspresja. Wysiłek fizyczny pozwolił nabrać głębiej powietrza .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz